- Opolskie SOR-y wciąż są przeciążone pacjentami z niewielkimi dolegliwościami.
- Lekarze obawiają się nadchodzących tygodni.
Opolanie wciąż traktują SOR na Katowickiej jak przychodnię. Dziennie przychodzi tam kilkadziesiąt osób. Wiele z błahymi problemami. Lekarze już boją się nadchodzących tygodni i sezonu grypowego.
- Problem polega na tym, że Ci pacjenci często nie mają gdzie się zgłosić, bo lekarz pierwszego kontaktu ma terminy na za dwa, trzy dni, albo nawet na kolejny tydzień. Więc często przychodzą tutaj prosząc tylko o poradę. Z grypą pacjenci już się nie pojawiają, ale przyjeżdżają z innymi mniejszymi dolegliwościami, które mogły być wyleczone przez lekarza pierwszego kontaktu - mówi dr Jerzy Madej, kierownik SOR-u w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu.
Z danych opolskiego NFZ-u wynika, że w ubiegłym roku opolskie SOR-y przyjęły ok. 136 tysięcy osób, ok. 80% ratownicy zakwalifikowali podczas triażu do kategorii zielonej i niebieskiej, czyli czekali na lekarza ponad 2 godziny.
- To bardzo utrudnia i opóźnia pracę SOR-u. Taki pacjent będzie obsłużony w ostatniej kolejności, bo najpierw będziemy zajmować się tym, który wymaga natychmiastowego ratunku. Powoduje to przeciążenie personelu. Bo ten pacjent, prędzej czy później, i tak będzie przyjęty - tłumaczy dr Jerzy Madej, kierownik SOR-u w Szpitalu Wojewódzkim w Opolu.
Rocznie oddział przyjmuje ok. 20 tys pacjentów. Ten na Witosa tylko w minionym półroczu pomógł prawie 30 tysiącom. A według danych z opolskiego NFZ-u 80% przyjechało do tych szpitali o własnych siłach i nie wymagało natychmiastowej pomocy. Dlatego lekarze apelują by nie wybierać drogi na skróty i pozwolić oddziałom ratunkowym ratować życie i o to by przychodzić do nich tylko w nagłych przypadkach. Gdy złapie grypa należy odwiedzić lekarza pierwszego kontaktu bądź Nocną i Świąteczną Opiekę Zdrowotną.
